poniedziałek, 3 września 2012

Syfy


przeniesione z mychcemymiecdziecko.blox.pl

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

No cóż. Znów trochę nie na temat. Przepraszam tych wszystkich, którzy spodziewają się przeczytać o kolejnych stopniach schodów do macierzyństwa. Nie ma kolejnych stopni. Nawet nie wiem czy te schody jeszcze istnieją. Totalnie wystopowuję. Kilka dni wcześniej pożyczam od ZAGRANICZNEJ słynną książkę A.E.Beer’a, która tłumaczy zawiłości przyczyn immunolocznego pochodzenia niepłodności. Tworzę nawet angielsko-polski słowniczek terminów medycznych, żeby 10 razy nie sprawdzać pojęć typu reumatoidalne zapalenie stawów, stan przedrzucawkowy, grasica czy kosmówka. Czytam sobie dla przyjemności. Serio. Bardzo mnie to relaksuje. Czasem czegoś nie rozumiem i doczytuję w polskiej wikpedii. Nie chodzi o to, że temat jest mega-przyjemny. Nie, jest wręcz przeciwnie! Chodzi o to, żeby się czymś zająć. I to nie dlatego, że cały czas myślę o tym, że INNE tuż pod moimi oknami pchają kolorowe wózki (bynajmniej nie przestały ich pchać, wręcz przeciwnie – mnożą się na potęgę). Powód celowego odwracania uwagi jest inny: czerwona pryszczata twarz, która powoduje, że czuję się jak PODCZŁOWIEK. Zaczynam się już podejrzewać o nerwicę na tym punkcie. Totalna paranoja. W kółko tylko myślę: tu mnie zaswędziało, pewnie wyłazi coś koło tego co już się prawie zagoiło. A nie – jak ruszam żuchwą to boli z drugiej strony – idzie jakieś coś na brodzie. Co godzina wychodzę w pracy do toalety tylko po to, by skontrolować stan twarzy. Odciskam hektolitry tłuszczu na zielonych papierowych ręcznikach. Skąd ja mam w sobie tyle łoju?!? Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Nienawidzę weekendów, kiedy to nie mogę wyjść z domu poszwendać się po centrum handlowym czy wypić kawę w Starbucks’ie, bo wszędzie są lustra albo gapiący się ludzie. Odmawiam kolejnej imprezy towarzyskiej. Jak cierpieć - to porządnie! A czemu by tak nie ukarać się jeszcze dodatkowo za ten cholery stan. Po chwilowym poprawieniu się sytuacji po eksperymentach z retinaldehydem bez recepty następuje całkowite załamanie. Do łojotoku dochodzi mega-zaczerwienienie. Co chwila rodzi się kolejny zaskórnik. Do rachuby nie wliczam już takich małych białych wypryszczów, które dotknięte ręcznikiem same zamieniają się już tylko w czerwoną plamkę. Zakładam tabelę w której zapisuję jakiego kosmetyku użyłam i co nietypowego zjadłam. Muszę znaleźć tą cholerną zależność. Nie znajduję. Dziś w całkowitej desperacji posuwam się do absolutnej granicy. Nie mogąc doczekać się wizyty u dermatologa przekopuję sieć w poszukiwaniu informacji na temat dostępnych radykalnych środków do walki z tym gównem i perfidnie okłamuję znajomego internistę o rzekomym zgubieniu jednego z najsilniejszych retinoidów na rynku. Wyjaśniam, że zaczęłam to właśnie stosować i tubka rozpłynęła się powietrzu. Internista chętnie służy pomocą i daje „kolejną receptę”. Nawet chwilę rozmawiamy o mojej czerwonej i opuchniętej od syfów twarzy i dostaję poradę na temat skuteczności hardkorowych retinoidów do łykania. Hmmm, gdybyś ty gościu wiedział jak chętnie zgodzę się na taką kurację następnego dnia po urodzeniu dzieciątka! O niczym innym nie marzę dziś tak bardzo, jak o pozbyciu się tej zarazy. Chcę żyć NORMALNIE! Nienawidzę tego ściśniętego żołądka, gdy zaraz po obudzeniu następuje chwila otrzeźwienia: „Oooo nie, to ja, to moja twarz, to może życie, coś piecze i boli na brodzie i nosie, czy ja w ogóle muszę istnieć!”. Pierwsze co robię to idę do łazienki dopełnić formalności i się rozryczeć. Kolejne wypryski zrujnują kolejny tydzień i tak już zrujnowanego życia. Dlaczego nie trafił mi się zez, łupież czy odstające uszy? Dlaczego muszę się męczyć z czymś, czego nie da się ukryć. Wiem wiem – są sposoby. Nie zamierzam z nich korzystać. Te sposoby to maskarada, która wygląda dobrze tylko przez godzinę po tym jak godzinę się ją nakłada. Potem wygląda się jak emerytowany clown umazany spływającym zewsząd tłustym sosem curry. Obrzydliwość! Z dwojga złego wybieram poparzoną ociekającą tłuszczem gębę usianą łączką białych wyprysków. Ile to jeszcze potrwa?! Eksperyment z retinoidem 3-ciej generacji trwa od 30 minut. Nadzieja umiera ostatnia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz