przeniesione z mychcemymiecdziecko.blox.pl
poniedziałek, 09 lipca 2012
Wizyta u SŁYNNEGO DOKTORA, z planowych 20 minut przeciąga się do godziny. Jest inaczej. Jest do pogadania, więc gadamy. Zapytana czy chcę kolejny transfer zdecydowanie mówię, że coś we mnie pękło. DOKTOR odsuwa się z krzesłem od biurka i przygląda mojemu trędowatemu czołu, przeszklonym oczom i wypranej z nadziei przygarbionej posturze. W końcu zdradza, że w moim przypadku przeprowadziliśmy badania, o których w standardowej procedurze nawet nie ma mowy. Jakby tłumacząc się uzasadnia, że transfer z nasieniem dawcy był punktem koniecznym w całym procesie, ale więcej nie ma co tego powtarzać. Przyczyna jest gdzie indziej. Tu się zgadzamy. Ja nazywam rzeczy po imieniu i otwarcie decyduję, że nie chcę marnować kolejnych jajeczek, dopóki nie dowiem się jaka tajemnicza siła tak bardzo mnie krzywdzi. Jasno komunikuję, że liczę na dalszą współpracę i kontynuację poszukiwania problemu. SŁYNNY nawet ma jakiś pomysł. Widać, że zastanawia się jak do tego podejść. Po chwili milczenia rzuca jakby sam do siebie: „to musi być coś w układzie immunologicznym”. Eeee? Że jak? Hmmm.. A może…
Dostaję karteczkę z listą badań i wydaje mi się, że nasze wzrokowe spotkanie oznacza koniec wizyty. Nie. Wchodzimy na temat moich odwiecznych przeczuć o własnym felerze. Opowiadam ze szczegółami o dręczącej myśli, że siedzi we mnie coś co mnie niszczy. Jestem w szoku, że pierwszy raz w życiu ktoś tego nie wyśmiewa. Więcej – nawet nie bagatelizuje. To jeszcze bardziej utwierdza nas w przekonaniu o słuszności teorii o szukaniu przyczyny immunologicznej. Dziwi mnie tylko jakiś taki smutek i brak entuzjazmu. Przecież wiemy co robić. Ejjj. SŁYNNY wzdycha i zaczyna tłumaczyć przyczynę swojego zmartwienia. Okazuje się, że jeśli tu dokopiemy się problemu to oznacza dla mnie 2 możliwe radykalne rozwiązania: a) rezygnacja z ciąży, b) 9 miesięcy mega-silnych sterydów usypiających mój cały układ immunologiczny. Chyba nie muszę tłumaczyć jakie to ryzyko. Jakiekolwiek przeziębienie będzie wstępem do zapalenie płuc, jakakolwiek rana będzie się goić tygodniami, a jakikolwiek zażyty lek będzie szkodliwy dla dziecka.
No niech zgadnę, którą z opcji wybierze NIEPŁODNA. Oczywiście, że b)! Mało tego -nie będzie mieć żadnych wątpliwości! Jak walczymy, to walczymy do końca!
SŁYNNY już nawet nie chce dalej dyskutować. Ucina, że chce zobaczyć wyniki badań w kolejnym cyklu i znów nasze oczy się spotykają, co ja interpretuję jako koniec wizyty.
Znów się mylę. Na tapecie, zupełnie niespodziewanie pojawia się temat mojego trądziku. Wrrrrr jak ja nienawidzę tego słowa! Słynny upiera się przy teorii o przyczynach androgenicznych i mimo silnych protestów każe mi przez jeden miesiąc wziąć Dianę. Żadne argumenty nie przemawiają. W sumie on ma lepsze. Uświadamia mi, że ostatnio brałam to gówno 10 lat temu i wtedy miałam zupełnie inny profil hormonalny. Poza tym on chce się przekonać o swojej hipotezie i nie daje mi wyboru. Finalnie się zgadzam. Nie takie świństwa brałam podczas transferów. 21 dni Diany to przy tym jak sok z marchwi. Może sama też zauważę jakąś prawidłowość…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz