poniedziałek, 3 września 2012

Trójkąt


przeniesione z mychcemymiecdziecko.blox.pl

piątek, 01 czerwca 2012

Chyba do końca nie wierzę, że to się dzieje naprawdę… Uczucie, że ktoś potrafi tak zamanipulować moją (nie)płodnością jak SŁYNNY DOKTOR i jego team jest na miarę lotu StarTrekiem.
Od początku.
Na wizytę kontrolną poszłam sama. Powód był dość prozaiczny. Wyhaczyć sensowny termin w SŁYNNEJ KLINICE graniczy z cudem. „Bożenki” na rejestracji radośnie informują: „albo wtorek 11:00, albo czwartek za 3 lata”. Może i dobrze… Konsekwentnie realizuję plan chronienia NIEPŁODNEGO przed całym złem tego świata. Tylko, że tym razem nie chodziło o zwykłe trzymanie za rękę w ciemnej poczekalni. Trzeba było wybrać dawcę do zapłodnienia moich jajeczek.
SŁYNNY DOKTOR trochę nie dowierzał, że NIEPŁODNY się na to zgodził. Nie miał wyjścia. Przywlekł wielki segregator duńskich studentów -donorów. Tym razem strategia była inna. DOKTOR chyba jej nie pojął, ale się grzecznie zastosował. Teraz dawca nie miał przypominać NIEPŁODNEGO pod żadnym względem.  Grupę krwi i wszystkie znane cechy wyglądu miał moje. Tłumaczenie, że chodzi o to, żeby potem nikt nie wpadł na pomysł konfrontowania fenotypów ojca i dziecka było dla niego dość śmieszne… Tylko, że dla mnie szczere i zasdne.
Wybór padł na muzyka, opiekującego się ludźmi niepełnosprawnymi, kolorystycznie przypominającego członków mojej rodziny. Tak naprawdę było mi wszystko jedno kto to będzie. Nie chciałam tylko wpaść w wir myśli – jak to będzie patrzeć na dziecko empatycznego duńskiego muzyka rasy kaukaskiej i mieć z tego powodu jakiś dyskomfort. Nawet się udało. Czułam przyjemny dreszczyk emocji, związany z perspektywą pewnego niestandardowego rozwiązania.
W dzień matki (o zgrozo!) byliśmy ponownie w SŁYNNEJ KLINICE, żeby potwierdzić, że jednak mam jakąś macicę i że dalej chcemy być rodzicami, i że muzyk nam ciągle pasuje. Zdecydowaliśmy, że rozmrażamy 4 jajeczka i że 31 maja zgłaszam się po 2 pierwszych zawodników.  W KLINICE panowało zamieszkanie związane z dniami otwartymi (czyli łapaniem narybku). DOKTOR był zalatany i zmęczony. Nie mogę zarzucić mu jakieś niekompetencji, ale wyczuwało się jego nieobecność. Nooo ale co mi tam. Dostałam swój „rozkład jazdy” na firmowej karteczce i do domu.
30 maja, kiedy to siedziałam u szefa w gabinecie na komórce pojawił się elektryzujący napis: SŁYNNY DOKTOR. Milion myśli przeleciało mi między uszami. Byłam pewna, że chce mi powiedzieć, że zarodki umarły, że jajeczka się nie odmroziły, że jajeczek nie ma, że… już sama nie wiem. W końcu odebrałam i dowiedziałam się, że powinnam była się dziś stawić na transfer. Cooooo? Gdzieeeee? Dziiiiiś? Jak tooo? Wróciłam do biurka i sto razy sprawdziłam datę w kalendarzu. NIE – NIE DZIŚ – JUTRO. SŁYNNY DOKTOR był bardzo spokojny i na wieść, że kazał mi przyjść jutro grzecznie się pożegnał i pozdrowił. EEEEEj! Co jest? Nie tak szybko! A co z zarodkami? Wszystko OK? Aha. Są dwa? Mmmh, dzielą się? Do jutra przeżyją? Acha – powinny przeżyć, bo w I klasie. Stresik trwał jeszcze chwilę. Potem już przeszłam w tryb: co ma być to będzie!
31 maja stawiam się w klinice co do minuty. Sprawa się wyjaśnia. Rzeczywiście DOKTOR pokręcił daty i zarodki mają już trzy dobry *przy poprzednich transferach miały 2). Cała sytuacja ma jednak niespodziewanie dobry finał, bo ta 3-cia doba dała nam pewność, że ładnie się podzieliły i mają już 9,10 komórek.  Pozostałe 2 zarodki są w nieco gorszym stanie. Jeden zdegenerował od razu po zapłodnieniu a drugi dzieli się duuuużo wolniej. Nie ma co sobie zaprzątać nimi głowy. Dwa pierwsze dobrze rokują! Dawać mi je tutaj!
Całkowicie pozbyłam się myśli o duńskim muzyku. NIEPŁODNY pewnie się gryzie. Boję się, że w głębi duszy czuje coś w stylu: „skuś baba na dziada”. Nie przyznaje się do tego. Mówi, że chce, żeby ta szarpanina się wreszcie skończyła i że za wszelką cenę marzy, żeby zacząć normalnie żyć. Nie wierzę mu. Dziwnie się zachowuje. Jestem pewna, że zgodził się na to science fiction tylko pod moim naciskiem. Może przeczuwa, że taki trójkąt nas zniszczy. Może układ NIEPŁODNY – NIEPŁODNA – DUŃSKI MUZYK to dla niego zbyt niestandardowe rozwiązanie. Może boi się, że ktoś się okaże „lepszy” niż on.  To nie możliwe! Nigdy na to nie pozwolę!
Tak bym chciała, żeby ta historia się już tu zakończyła… Jestem pewna, że to niestandardowe rozwiązanie byłoby dla nas wybawieniem. Wiem, że byśmy wspólnie sobie z nim poradzili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz