poniedziałek, 3 września 2012

Jak uderzenie pioruna


przeniesione z mychcemymiecdziecko.blox.pl

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Kiedy tak wdrapywałam się na podium w mistrzostwach świata w użalaniu się nad naszą beznadziejną niepłodnością, do mojej szarej rzeczywistości zakradł się zupełnie nowy wątek. Oczywiście kompletnie niespodziewany. Spodziewany byłby nawet fakt, gdyby ktoś odkrył, że nie mam jajników, że nie mam macicy albo że w ogóle jestem facetem. Moja paranoja przekonywała mnie, że jestem gotowa na wszystko. Nie byłam.
Dwa miesiące temu przy okazji wyników badań hormonów, SŁYNNY DOKTOR, celem dopełnienia formalności, zlecił mi dodatkowo dość rozbudowaną morfologię. Owszem – w końcu wybrałam się do laboratorium, ale nie spodziewałam się niczego ekscytującego. Kilka dni później przeskanowałam wzrokiem wyniki i tak jak podejrzewałam, zobaczyłam tam minimalną anemię + kilka innych cudów pooznaczanych jako za wysokie/niskie. Eeeee tam. Przy okazji pokazałam to DOKTORORWI i usłyszałam: „Bardzo mi przykro jest Pani zdrowa”. Temat zamarł na tygodnie.
Czystym przypadkiem miałam te wyniki u internisty, który to (moim wtedy zdaniem) nadgorliwie doczepił się do tej nieszczęsnej hemoglobiny. Co za typ! Nie wie, że niektórzy już tak mają?! Taki urok. Zawsze miałam małą hemoglobinę. Jako dziecku dowalali mi żelazo i po 3 tygodniach było ok. Co? Mam iść na jeszcze jakieś dodatkowe badania? Eee tam. I tak nie pójdę. Powiem mu, że dobrze a i tak oleję. W dodatku na czczo? No jakby tego było mało to znów mam się tłumaczyć z późniejszego przyjścia do pracy. No dobra. Daj pan to skierowanie i lecę.
Pomimo całego ignoranctwa dla gorliwego internisty, po kilku dniach akurat miałam możliwość być na czczo w okolicach dużego laboratorium. W sumie nic mnie to nie kosztowało. Oddałam krew.
Popołudniu tego samego dnia już wiedziałam, że NIEPŁODNOŚĆ nie jest moim jedynym problemem. Wyniki jednoznacznie pokazywały nadmiar żelaza we krwi. Wikipedia brutalnie nazywała to coś Hemochromatozą. Jakieś statystyki dawały 5 lat życia od wykrycia. Mi się to chyba śni. Przecież ja mam inne zmartwienia! Jakie żelazo? Jakie 5 lat? Jaki przebieg bezobjawowy? Jaka zniszczona trzustka? Jaka marskość wątroby? Jakie upusty krwi i jakie biopsje? Czy ten świat zwariował?
Jutro wrócę z tym wynikiem do SŁYNNEGO DOKTORA. Niech zgadnę. Powie, że to nie ma nic wspólnego z odrzuconymi zarodkami…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz