poniedziałek, 3 września 2012

Sinus wchodzi w fazę (okresowo) malejącą.


przeniesione z mychcemymiecdziecko.blox.pl

sobota, 30 czerwca 2012

Jak w tytule. Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono. Ja uparcie kilka wpisów temu dawałam do zrozumienia, że wychodzę na prostą. Wtedy naprawdę w to wierzyłam.
Od kilku dni trę tyłkiem o dno. W sumie nie wiem co było triggerem. Chyba coś zupełnie nieistotnego, skoro nawet nie pamiętam. A może zwyczajnie poczucie osamotnienia i izolacji osiągnęło punkt krytyczny. Ciągłe siedzenie w domu nie działa na mnie kojąco. Z kolei wyjście stąd mnie przeraża. Tylko tu się czuję bezpiecznie. Szkoda, że bezpieczeństwo nie równa się poczuciu radości życia.
Najdrobniejsza rzecz potrafi wywołać we mnie wybuch agresji. Jedzenie przed telewizorem czy uwaga „gdzie ty skręcasz?!” doprowadza do dzikiej awantury. Warto zaznaczyć, że sama robię rzeczy, które dla NIEPŁODNEGO są zakazane. Rozwalam wszystko, co tak ciężko buduję w okresach „stabilnych i wzrostowych”.
Gwoździem do trumny okazało się być jednak tygodniowe dziecko sąsiadów. Wracam sobie do domu ze 100-kilową torbą zakupów. Nawet mnie ta sytuacja śmieszy, bo muszę wyglądać jak koń pociągowy. W głowie gra mi przedłużenie piosenki usłyszanej w radiu w samochodzie. Nagle zwrot akcji. Przez otwarte okno balkonowe słyszę przeraźliwy płacz noworodka. Staram się nie słuchać. Wszystko na nic. Nie da się. Widzę, jak drży mi dłoń i nie mogę wcelować kluczem do zamka. Radio w głowie przestaje grać. Na klatce schodowej jest jeszcze gorzej. Napięcie narasta. Koło „płaczących” drzwi osiągam apogeum i wpadam w szał. Torba z zakupami spada mi z ramienia. Mam uczucie, że cała się rozpadam na malutkie kawałeczki. Zupełnie jak tafla hartowanego szkła. Siadam na brudnych schodach (mimo, że mam jasne spodnie – w innej sytuacji to niedopuszczalne). Wyję w głos. Z rzęs kapie tusz a ja przyglądam się rozsypanym zakupom.  Czuję taki żal i zazdrość, że nie potrafię się opanować.
W końcu brakuje mi tchu i taka rozmazana wdrapuję się na 3-cie piętro. Ucierpiało tylko 1 jajko. W miarę szybko doprowadzam się do ładu, ale nie potrafię osiągnąć pełnego spokoju. W kółko analizuję, co się właściwie stało. Wreszcie dociera do mnie wniosek. Chodzi o to, że pozazdrościłam im uczucia posiadania kawałka siebie. Zadaję sobie pytanie: „czy adoptowany noworodek zaspokoi moją potrzebę bycia mamą?”. Chyba nie. Ta potrzeba bycia mamą składa się z wielu innych potrzeb. Myślę, że 2 są najważniejsze: móc się opiekować kimś bezbronnym i pozostawić na świecie kawałek siebie. Spełnienie pierwszej z nich chyba nie jest do końca rozwiązaniem problemu. Chociaż… z dwojga złego lepiej pozostać z tylko jednym, a nie dwoma problemami… Nie wiem.  Nic już nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz