Po kilku dniach od ostatniego wyjazdu do Poznania dowiadujemy
się, że są już wyniki badań. Znów do auta i gaz do podłogi. Jesteśmy godzinę
przed czasem i mamy szansę obejrzeć dokumentację z Wielkopolskiego Centrum
Onkologii. Cytokiny mają łudząco podobne wartości do tych od INNOWACYJNEGO.
Oooo – jestem nieco zdziwiona, ponieważ nie widzę tu żadnej sensacji ani szansy
na przełom w leczeniu. Cała nadzieja w tym, co POZNAŃSKI przyniesie w walizie.
Wchodzi do kliniki. Jesteśmy pierwsi. Hurra! Poszedł chyba
tylko zrzucić płaszcz i zaraz wróci. Nie wraca. Mija 10 minut. Nie ma go.
Kolejne 10 min. Dalej czekamy. Po prawie pół godziny otwiera nam gabinet. Jest
średnio rozmowny. Pokazuję mu najnowsze papiery, a on wyciąga swoje. Coś tam
mruczy w końcu mówi: „mr mr mr nic tu nie ma”. Jak nie ma?! Co nie ma?! Nawet
nie patrzy nam w oczy tylko wystrzela z jakimś żenującym pseudo-żartem w stylu „Pan
to by mógł być dawcą nasienia”. Nie wierzę! To znaczy wierzę, że NIEPŁODNY może
być dawcą. Nie wierzę, że to powiedział. Nie śmiejemy się. Ja wręcz ucinam tę
idiotyczną dyskusję bezpośrednim pytaniem: „Co dalej?”. POZNAŃSKI widzi, że
trochę przegiął i zaczyna mi tłumaczyć, że przyczyną naszej niepłodności nie
jest mój układ immunologiczny. Wręcz obrazowo przedstawia jak rozciągali mój
śluz owulacyjny, żeby zobaczyć w nim cokolwiek blokującego. Nie znaleźli. Śluz
jest książkowy i nie ma w nim śladu przeciwciał przeciwplemnikowych, bakterii
tlen- i beztlenowych. Już warszawska konkurencja tłumaczyła mi przecież, że
test PCT (wrogości śluzu) to przestarzała metoda. To, że mój był killerem mogło
wynikać z miliona powodów: chociażby z faktu, że nie był robiony podczas owulacji
czy brania Clostilbegytu.
Z jednej strony to dobra wiadomość, bo daje szansę na
naturalne poczęcie. Skoro nie ma bariery w moim ciele… to barierą są GAMETY!
NIEPŁODNY jest tym razem „czysty”. Światło pada na komórki jajowe. POZNAŃSKI
mówi wprost, że to na bank wada wywołana rozchwianiem układu hormonalnego. A
szczegółowiej: układem przysadka -jajniki. Owulacja występuje o 2-3 dni za późno
i komórki są za stare. Ogólnie ich złą
kondycję zawdzięczam podniesionemu LH.
Mam uczucie, że ta cała teoria jest stworzona na siłę i na
odczepne a już na pewno utwierdzam się w tym przekonaniu jak pada remedium na
tę patologię. Poprawę komórek jajowych mam uzyskać dzięki suplementacji końską
dawką DHEA przez 60 dni. Potem prędko na kolejne IVF i po sprawie. Doskonale wiem
jak działa DHEA. Dodatkowy testosteron w krwioobiegu spowoduje, że mój dość
przyzwoicie podleczony trądzik stanie się moim stanem permanentnym. Nigdy się
na to nie zgodzę i nikt mnie nie przekona, że będę szczęśliwą mamą z mordą jak
muchomor. Jestem mega-przeczulona na tym punkcie, ponieważ ten defekt zabrał mi
resztki radości życia w ostatnich miesiącach. POZNAŃSKI zaprzecza mojej
hipotezie, a na hasło trądzik robi minę jakby nie wiedział co to jest. Nie chce
mi się z nim w ogóle gadać.
Wychodzimy z gabinetu. Od razu półgłosem kwituję, że to co
usłyszeliśmy to był stek bzdur. Jestem wściekła. Nie wiem czy za obecny stan
rzeczy winię POZNAŃSKIEGO, siebie czy NIEPŁODNEO, ale żal wypełnia mnie od czubka
głowy do koniuszków palców u stóp. Wyję.
No standard, każdy tworzy jakąś mądrą teorię, żeby nie wyjść na głupka że może niedouczony i nie wie gdzie problem. Żal tylko Waszych nerwów, no ale czego się nie zrobi żeby zostać mamą :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
nowa czytaczka
U mnie wymyślono ze po pęknięciu pęcherzyka komórka nie jest wciągana do jajowodu ponieważ naczynka włoskowate co to mają robić tego nie robią haha .Współczuje błądzenie we mgle.Pozdrawiam Ewa
OdpowiedzUsuń